Dochodziła właśnie 6 po południu. „Jeszcze chwila i będę to miał” – pomyślał bardzo podekscytowany Zbyszek.
Przypomniał sobie dzień w którym wpadł na ten pomysł. Nigdy nie fascynowało go to, nawet jako pokręcona ale jednak sztuka. Wręcz bliski był popukania się w czoło widząc ludzi z tatuażem. Tymczasem to przyszło nagle i stało się silniejsze od niego. Od samego początku wiedział co to będzie. Co pojawi się na jego skórze. Nawet specjalnie zrobił sobie zdjęcie tzw. „Przed” by później dumnie dołożyć do niego kolejne tym razem typu „Po”.
Jedno wiedział na pewno ten rysunek musi wykonać, nie byle jaki, pierwszy lepszy tatuażysta. Po ponad pół roku wyszukiwania i odwiedzania salonów tatuażu wiedział jedno „Ci Panowie nie nadają się do tego”. Zaczął rozważać wyprawę do innego miasta by tam wznowić poszukiwania. I właśnie wtedy spotkał na ulicy Tomka, kolegę z lat szkolnych. Od słowa do słowa zgadali się, że kolega nosi na ramieniu inny niż wszystkie tatuaż. Żywy tatuaż. Tak dostał kontakt do Moko.
A teraz, teraz został wybrany przez Moko. Na pierwszej wizycie, stary długowłosy siwy Maorys o imieniu Moko powiedział mu, że to on wybiera komu i kiedy zrobi tatuaż. Moko zapytał tylko co ma być wytatuowane i poprosił o numer telefonu. Po kilku dniach od wizyty, Moko zadzwonił i podał termin kiedy wykona żywy tatuaż.
I teraz po dokładnie 66 dniach oczekiwania które zliczył, Zbyszek leżał gotowy do rozpoczęcia zabiegu. Podczas aktu malowania Moko nie odzywał się wcale. Robił to tradycyjnie, ręcznie, igłą za każdym razem zamaczaną w odpowiednim kolorze. Zbyszek sporo się natrudził by nie okazywać po sobie, że najzwyczajniej w świecie pali to go żywym bólem. Pod koniec zabiegu Moko mimochodem zapytał czy wie, że:
„W Pięcioksięgu w Księdze Kapłańskiej znajduje się zakaz tatuowania ciała?”
– Oczywiście, że nie wiem, au zabolało – jękną Zbyszek.
– Właśnie się poczęło. Tu życie rodzi się z bólu, w bólu też się zakończy. – I Moko zrobił finalne nakłucie, równie bolesne jak wszystkie pozostałe.
Zbyszek wrócił do domu, rozebrał się do pasa i spojrzał na swoją szyję i tors. Spod opuchniętej i jeszcze mocno zaczerwienionej skóry już przebijał się jego upragniony tatuaż.
„Co za mrukowaty gnom, ale to co zrobił jest bajeczne” – pomyślał sobie. Pierwsze 2 noce nie należały do najmilszych, z każdym ruchem odczuwał ból emanujący z wszystkich nakłutych miejsc.
Swoje zdjęcie „Po” zrobił ponad tydzień później kiedy ostatni strupek odpadł od skóry. Efekt był fenomenalny. Podniecający w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ilekroć Zbyszek patrzył na swoje odbicie w lustrze czuł niemal erotyczną satysfakcję.
2 lata później w nocy obudziło go dotknięcie. Mieszkał i sypiał sam. Przesuną dłonią po szyi. Nie znalazł tam nic co mogło by go przez sen uwierać. A jednak miał wrażenie, że ktoś subtelnie dotyka jego szyi. Pieści i ją muska. Z każdym dniem wrażenie ruchu stawało się coraz intensywniejsze. Tatuaż zdawał się budzić i żyć swoim przeznaczeniem jakie wyrażał. Trwało to różnie czasem czule delikatną, przyjemną chwilkę. Tych przyjemnych chwil było coraz więcej. Zbyszek pożądał ich coraz bardziej, tak dosłownie – pożądał. Były niczym dotyk kobiecych dłoni.
Ale czasami było to nieznośnie bolesne i irytujące. Czasem tak mocne aż upuszczał to co trzymał w dłoniach. W dniu w którym tatuaż stanowczo przesadził jechał rowerem po parku. Gdy podnosił się po bolesnym upadku z wybitym kciukiem uznał, że musi zadzwonić do kolegi Tomka i zapytać się o jego tatuaż przedstawiający rozerwaną ranę wlotową po kuli z pistoletu, czy jest równie przyjemny jak i upierdliwy jak jego.
– Tomek nie żyje, odszedł 6 czerwca tego roku – dowiedział się od matki. – Nie wiem co o tym sądzić, śledztwo trwa nadal. Prowadził normalnie szkolenie i upadł. Został zastrzelony. Tylko nikt z ludzi na sali nie słyszał strzału. Stał przy oknie, na którym nie znaleziono śladów przejścia kuli. Przeszła go na wylot, ale jej także nie odnaleziono. Dokładnie przez ten jego okropny tatuaż. Zawsze mu mówiłam, że to ściągnie mu kłopoty, uwielbiał kusić los – matka Tomka kończyła ostatnie zdania płacząc.
Usłyszawszy to wszystko Zbyszek czuł, że musi pilnie porozmawiać z Moko.
Zadzwonił i poirytowany wykrzyczał emocje wprost na, jak poprzednio, niepokojąco milczącego Moko.
– No cóż – odparł Moko – czasem dzwonicie jak Tatuaż zaczyna żyć a czasem jak już wchodzi w wiek dorosły. Synu nie uważam byś zdołał do mnie dotrzeć, ale skoro nalegasz zapraszam.
„Co za tupet, co on sobie myśli, że nie pojadę, że odpuszczę?” – pełen tego co wygarnie siwemu starcowi wskoczył do auta. Skierował się w kierunku autostrady którą najszybciej mógł dostać się do gabinetu Moko.
–
Jadący od dłuższej chwili za Zbyszkiem kierowca stwierdził, że musi wyprzedzić. Podczas manewru spojrzał na Zbyszka i stwierdził „co ten pajac wyprawia”. W tym momencie auto Zbyszka zjechało z drogi. Z impetem i towarzyszącym temu hukiem uderzyło w barierkę. Odbiło się, kilkakrotnie obracając się i zatrzymało się na drodze. Na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy.
Wezwany do wypadku lekarz z pogotowia stwierdził śmierć na miejscu.
–
Kilka godzin później, prowadzący sprawę podkomisarz Jankowski, kończył rutynowy raport z miejsca wypadku. Właśnie gdy zapisywał zeznanie jedynego świadka zadzwonił telefon.
– Szefie ten gość z wypadku, dziś na autostradzie. Właśnie skończyłem ustalanie co było przyczyną śmierci. Dwukrotnie sprawdziłem, on, on nie zginął od uderzenia jak to zapisał patrol. On został uduszony, uduszony przez kogoś diabelnie silnego. A wiemy, że jechał sam. Pomyśli pan że zwariowałem, ale on, on ma zabójcę na sobie, przynajmniej tak to wygląda. Musi Pan, musi to koniecznie zobaczyć.
Podkomisarz udał się do prosektorium gdzie odsłonięto mu ciało denata. Istotnie szyja nosiła intensywnie sine ślady w miejscach nacisku. Ale to nie to przykuło uwagę podkomisarza a tatuaż. Zaczynająca się na wysokości podbrzusza, stojąca tyłem postać, wyciągnięte przedramiona i dłonie w geście duszenia oplatały szyję. Wytatuowane palce idealnie pokrywały się z sinymi miejscami po duszeniu…
–
Trzy lata później podkomisarz Jankowski wyszedł z salonu Moko, dumny z pomysłu jaki przeniósł na swoją skórę. Jego żona uwielbiała podczas seksu patrzeć jak w nią wchodzi a najbardziej kręcił ją wytatuowany nóż sugestywnie ostrzem skierowany ku penisowi…
Powyższe opowiadanie powstało na potrzeby ubiegłorocznego konkursu przemówień grozy. Konkurs jest co roku organizowany w poznańskim klubie Toastmasters w okolicach dnia Halloween. Skomentuj odczucia.
Jedna odpowiedź na „Tatuaż”